sobota, 22 września 2012

Gorsza Droga



Wieczorne bezchmurne niebo dawało światło uliczkom i mimo braku latarni, panował na nich przyjemny półmrok. Księżyc świecił jasno niczym zawieszona wysoko nocna lampeczka w kształcie niemal idealnego koła. Długa, jasna smuga Drogi Mlecznej rozświetlało dachy domów, tworząc niepowtarzalny efekt, który w połączeniu z głuchym stukaniem adidasów o nowy chodnik zdawał się władać całym światem.
Nigdy nie zwykł zachwycać się takimi widokami i tym razem zdania nie zmienił. Jego przymknięte, wypełnione determinacją oczy były równie znudzone i zobojętnione, co wcześniej. Zaniedbana kruczoczarna grzywka podskakiwała wesoło na jego czole w równomiernym rytmie jego kroków.
Patrząc tępo przed siebie starał się nie myśleć o niczym. Ale wszechobecna cisza wręcz zmuszała do refleksji. Więc myślał. Myślał, ale nie do końca wiedząc, o czym. Starał się skierować strumyczek swoich przemyśleń na mało krępujące tematy. Nie chciał utonąć w morzu złych myśli.
Dlatego skupił się na liczeniu mijanych domów. Patrzył na każdy i zauważał podobieństwo między parami, czasem wracając dalej w tył. Każdy dom był w jakimś stopniu podobny do innego. Jakby poszczególni właściciele bali się postawić na indywidualność. Te dwa miały dachy pod tym samym kontem… te dwa takie same ogrodzenia… inne znowu identycznie ukształtowane oczka wodne a jeszcze inne drzwi tych samych fasonów a nawet kolorów. Firanki w oknach też wydawały się dziwnie podobne. Jakby ta sama stara dziergaczka nie chciała zmienić swojego ulubionego wzoru.
Ulica wydawała się nie mieć końca. Długie, mroczne cienie wydawały się wypełzać spod każdych drzwi przez święcące tuż nad nimi lampy.